piątek, 26 lutego 2016

Take my past and take my sins like an empty sail takes the wind and heal





czarodziejka wojownik dobiega sześćdziesiątki
w jednej czwartej elfka Zrodzona z Burzy
POWIĄZANIA | PUNKTY | HISTORIA
Ireth Ringëril





Kartę sponsorują: w tytule Tom Odell, na zdjęciu Jaimie Alexander,
html jedyna w swoim rodzaju i przez to okropna autorka Holdena.

Bawmy się dobrze.

18 komentarzy:

  1. [Cześć, śliczna. Gifa z klatą zostawiam na rzecz Twoich powiązań.
    Wpadnę z wątkiem, za jakiś czas!]

    Holden


    OdpowiedzUsuń
  2. [ Cześć, cześć! Witam kolejną czarownicę i to wojowniczą. Jaimie idealnie się nadaje <3 I nie wiem czemu, ale linki nie działają.
    Ach, nic tak nie pachnie o poranku jak zemsta, Mara coś o tym wie. A jeszcze wymieszana z krwią winowajców - ach, marzenie! No i na dodatek taka skarbnica informacji, jaką jest Ireth może pozabijać więcej osób na raz niż jednym uderzeniem miecza. Doprawdy warty zachodu z niej sojusznik. Całkiem sporo ma wspólnego z Marą.
    Poza tym, wy miszczowie htmla, tylko wam pokłony oddawać xd
    Życzę ciekawych wątków, dobrej zabawy i kupy czasu! :) ]

    Mara

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć! Wojownicza ta twoja czarodziejka, bardzo mi się podoba, tym bardziej, że wcieliła się w nią Jaimie, którą ubóstwiam. c: Mam słabość do kobiet, które umieją walczyć o swoje, a Ireth z pewnością do takich należy. Mam nadzieję, że będziesz się z nami świetnie bawić!]

    Ynys

    OdpowiedzUsuń
  4. Przechytrzenie Ir było czymś praktycznie niewykonalnym, właściwie bardziej prawdopodobne byłoby spotkanie Południcy o piątej nad ranem niż przeżycie na tyle długo, by móc komuś o swoim oszustwie opowiedzieć. Holden miał to szczęście, mijał trzeci rok gdy mógł cieszyć się oddechem, prawdopodobnie dlatego, że trzymał język za zębami, oboje trzymali, wiedząc doskonale, że w tym momencie od tego zależało być albo nie być jej honoru. Gdyby był tym facetem, za którego Ireth go uważała, już dawno rozpowiedziałby wszystkim tajemnicę wielkiej czarodziejki, byłej członkini Loży, niezwykle bezczelnej i walecznej dziewuchy złożonej z samych zagadek, uznawanej za ten wyjątkowy rodzaj człowieka, którego nie można przejrzeć dzięki jednemu spojrzeniu. Każdy świadom ich dawnych zażyłości dopytywał go więc dlaczego jego dawna kochanka zrezygnowała z miejsca w tak prestiżowym gronie, podczas gdy inni marzyli o dostaniu zaproszenia, ale wzruszał tylko ramionami, zgodnie z prawdą wyznając, że nie rozmawiali ze sobą od bardzo dawna. Chociaż może robił to również dla własnej korzyści? Próbując zapomnieć, że była to wyłącznie jego wina, nie chcąc się przed nikim usprawiedliwiać? Nie minął nawet jeden dzień, podczas którego nie żałowałby tego, co jej zrobił, więc gdy los uśmiechnął się do niego, wysyłając bardzo jasny i klarowny sygnał, że mógłby odkupić swoje winy, nie wahał się nawet przez chwilę, wykorzystując okazję.
    Byli do siebie podobni, oboje zawsze szukając najbardziej skomplikowanych i dziwacznych spraw, których nikt inny nie miałby ochoty chociażby dźgnąć patykiem z odległości kilku metrów. Najprościej o takie zadania było w Oxenfurcie, gdzie spodziewał się ją spotkać wywieszając na tablicy ogłoszeń informację o poszukiwaniu czarodziejki, nie podając swoich personaliów, po prostu kierując wszystkich zainteresowanych do Wesołej Beczułki. Zgodnie z jego przewidywaniami, w ciągu całego tygodnia nie zgłosiła się nawet jedna osoba; tekst był zbyt lakoniczny, niesprecyzowany, tajemniczy, odstraszał nawet największych desperatów, ale Holden wiedział, że Ireth nie należała do strachliwych osób. Jej kreatywność oraz zaangażowanie względem próbowania nowych rzeczy czasem napawało go strachem, nawet zmęczeniem, ale po jakimś czasie nauczył się dotrzymywać jej kroku i zaczął czerpać faktyczną przyjemność z poznawania. To był prawdopodobnie jeden z pierwszych momentów, w których zorientował się, że popełnił ogromny błąd, pozwalając by w wykonaniu zadania przeszkodziły mu uczucia, ale wówczas nie było już odwrotu. Każdy, kto chociaż ulotnie porozmawiał z Ireth, był świadom jednak, że w takiej kobiecie trudno było się nie zakochać, Holden wiedział również, że bardzo ciężko było o niej zapomnieć.
    Kolejne dni mijały, powoli zaczynał tracić nadzieję, martwić się. Słyszał o polowaniach na czarodziejki oraz czarodziejów, czego kompletnie nie potrafił zrozumieć, ale życie na szlaku nauczyło go, że największymi potworami potrafią być niekiedy właśnie ludzie. Był przekonany, że ktoś taki jak Ireth potrafiłby powalić tuzin przeciwników jedynie dzięki mosiężnemu nożykowi do masła i kilku zaklęciom, ale zdążył usłyszeć już o tak wielu ludziach posługujących się magią, którzy zostali spaleni na stosie albo pogonieni widłami, że równie dobrze nawet Ireth mogła się zaniepokoić i zaszyć na jakiś czas w ustronniejszym miejscu. Myślał o tym coraz częściej, spędzając w karczmie kilka godzin dziennie, czekając, pijąc i ogrywając ludzi w gwinta, tylko co jakiś czas zerkając w stronę drzwi, gdy te się otwierały, ale to nigdy nie była Ireth. Przynajmniej jeszcze nie wtedy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu zobaczył ją, podążającą wzrokiem za ręką karczmarza, który wskazał prosto na niego. Holden uśmiechnął się, odstawiając ciężki kufel na drewniany blat stołu, gdy postanowił pomachać jej ruchem zgiętych palców, w myślach tworząc z samym sobą zakłady; dziesięć sztuk złota na to, że podejdzie i wysłucha go w milczeniu, trzydzieści na to, że zignoruje obecność innych ludzi i przyłoży mu sztylet do gardła, pięćdziesiąt na to, że po prostu odwróci się i odejdzie. Nie łudził się, że ich spotkanie przebiegnie w identyczny sposób, jak miewało to miejsce trzy lata temu, ale wcale nie przez wzgląd na to, że leżenie nago w wielkiej, drewnianej bali mogłoby wzbudzić konsternację innych gości karczmy. Powód leżał głębiej, był znacznie poważniejszy, a chociaż Holden kompletnie nie radził sobie z takimi rozmowami, poczuł przyjemny ścisk w żołądku – naprawdę dobrze było ją zobaczyć, całą i zdrową.

      Holden

      Usuń
  5. [Hej ho! Miło powitać kolejną śliczną czarodziejkę. Wprawdzie miejsca na watki już nie mam, ale powiązanie mogę zaproponować, bo panie w mniej-więcej podobnym wieku, mogły być koleżankami na wyspie. ]

    LORELEY

    OdpowiedzUsuń
  6. [Hej hej! Łoł rada dla siebie na przyszłość - nie dawać Ireth zasnąć, bo nic nie usłyszy :D Smutno mi, że prawie wszyscy mają tutaj smutną historię, biedni ludzie :c ale to świat Wiesiosława, więc nie może być tak kolorowo.
    I wyczytałam w historii "Henselt" - nienawidziłam tego chama i z przyjemnością pozwoliłam Vernonowi się go pozbyć :) Zastanawiające, skąd też się wzięło poczucie wstydu u Ireth, gdy opuszczała dwór Henselta, czyżby coś zbroiła? Bardzo ciekawe :D
    Postać ciekawa i doprawdy wojownicza, a czarodziejka-wojowniczka to bardzo zabójcze.
    Co powiesz na wątek? :D Hmm... Myślałam o tym, żeby Ireth zasadziła się na ludzi, mając podejrzenie, że pomagali zabójcom jej rodziców, których broni Karden? Gdzieś na przykład w Novigradzie. Mogliby się zetrzeć ze sobą, a później wyszłoby, że informacje sprzedała ta sama osoba, która najęła Kardena? Tylko dlaczego chcieli ich na siebie napuścić? Może by się pozbyć? MOglibyśmy przeprowadzić dochodzenie :D]

    Karden

    OdpowiedzUsuń
  7. [Haaa, nie no co ty - luz, rozumiem wszystko w twoim zagmatwaniu tego pomysłu i powiem ci, że super sprawa! Ja się na to piszę.
    Tylko od czego zaczynamy? Może dla jaj zacznijmy od ich pierwszego spotkania - lubię osobiście takie momenty, a też dzięki temu ustalimy sobie trochę faktów na później.
    I kto zaczyna? :D]

    Karden

    OdpowiedzUsuń
  8. Pokręcił głową, uśmiechając się przyjaźnie do kelnerki, która jeszcze kilkukrotnie okrążyła ich stolik zanim oddaliła się w stronę podpitego urzędnika z ciężką sakiewką, teraz wystawioną na widok publiczny, z czego prawdopodobnie w ogóle nie zdawał sobie sprawy. Holden wiedział, że posyłanie kobietom lubieżnego, typowo męskiego spojrzenia wywoływało w Ireth feministyczną irytację, dlatego znów patrzył tylko na nią, nawet nie myśląc o odwróceniu głowy; to zresztą wcale nie było trudne, zawsze potrafiła przyciągnąć spojrzenie i zaskarbić sobie jego uwagę w taki sposób, w jaki nie udało się nikomu przed nią i nie uda nikomu po niej. Myślenie o tym, jak wiele stracił przez własną głupotę, stanowiło jednak odpowiednie zajęcie na samotne wieczory przy ognisku, dlatego spróbował oczyścić umysł, w pełni skupiając się na chwili obecnej. Nareszcie miał szansę porozmawiać ze swoją byłą kochanką w cztery oczy i tym razem nie miał zamiaru zmarnować okazji, nie dopuszczając jednocześnie, by za jej sprawą na jego twarzy pojawiła się kolejna blizna. Nie dało się jednak zaprzeczyć, że sobie zasłużył.
    – Och, dobrze wiemy, że to było bardzo oryginalne, dlatego się tu pojawiłaś! – odparł, kompletnie nieprzejęty jej przytykiem. Poczekał aż wyrzuci z siebie kolejne słowa, gdy oparł głowę na dłoni, przez kilka sekund przypatrując się jej z uwagą. – Ciągle tak samo niecierpliwa, wcale nie zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania – podsumował. Jeśli chodziło o aparycję, dalej była wręcz onieśmielająco piękna i pamiętał, że stanowiła główny temat niespecjalnie grzecznych rozmów pałacowej służby, gdy przebywali razem na dworze króla. Holden nigdy w nich nie uczestniczył, ale nie byłby w stanie zaprzeczyć, że zauroczyła go swoją urodą na długo zanim dostał tamto pamiętne zlecenie. Teraz wyglądała na starszą, poważniejszą, jakby przygaszoną, co napawało go ogromnym żalem, chociaż nie przypisywał sobie pełnych zasług, przecież równie dobrze mogła w ciągu ostatnich trzech lat kompletnie o nim zapomnieć i ruszyć do przodu ze swoim życiem. Miał nadzieję, że tak było, bo nawet jeśli nigdy nie ośmieli się poprosić o wybaczenie, niech Ireth wybaczy chociaż samej sobie tę chwilę słabości. Chociaż nie, nadal uważał ich związek za coś więcej, za pięknych siedem miesięcy, podczas których mogli otworzyć się przed sobą, z perspektywami na długotrwałą, silną znajomość, gdyby nie tamten sukinsyn, który wszystko zepsuł. Holden najchętniej poderżnąłby mu gardło, gdyby tylko nie obowiązywał go niepisany moralny wiedźmiński kodeks.
    – Dlaczego jeszcze nie wyjechałaś? – zapytał nagle, przesuwając palcami po wyżłobieniach w kuflu. – Mam informację o zbliżającym się przeszukiwaniu domów, w celu znalezienia czarodziejek i czarodziejów, a samozwańczy łowcy mogą planować znacznie więcej, z takimi wariatami nigdy nic nie wiadomo – mruknął, nieznacznie wzruszając ramionami. Pewnie zastanawiała się dlaczego porusza ten temat, ale... czy to nie było oczywiste? Ireth mogła się na niego wkurwiać, mogło być jej przykro, mogła mieć ochotę go zamordować, ale to nie zmieniało faktu, że Holden zwyczajnie się o nią martwił. Wielokrotnie wmawiał samemu sobie, że tamte uczucia zdążyły osłabnąć, w końcu zupełnie zniknąć, ale chociaż nigdy później nie potrafił ich już przywołać, pozostała tęsknota, tęsknota za czymś obecnie kompletnie nieosiągalnym. Dlatego wyraz jego twarzy złagodniał, nie czaiła się tam złośliwość lub ironia, chyba nawet zabrakło miejsca dla swobody, bo chociaż czuł się przy niej naprawdę dobrze... cóż, poczucie wstydu było niemal przytłaczające, gdy krzyczało w jego umyśle jedno konkretne pytanie – jak mógł jej to zrobić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Mam informacje dotyczące morderstwa twoich rodziców. Dlatego próbowałem cię znaleźć. – powiedział w końcu, wyciągając pożółkły, zmięty list, który udało mu się przechwycić na szlaku, gdy ratował przed utopcami nierozważnego posłańca. Ten, już po wszystkim, rzucił swoją torbę z cudzą korespondencją na ziemię, twierdząc, że kończy z tą robotą, bo kilka zafajdanych sztuk złota nie jest wartych ciągłego narażania życia. Holden mógł wtedy tylko uśmiechnąć się, wyraźnie rozbawiony tym sformułowaniem, rzecz jasna nie wahając się zbyt długo przed zabraniem worka ze sobą, by umilić sobie czas czytaniem. Sporo niezwykle ckliwych i żałosnych listów miłosnych, jeden niezwykle wyuzdany, kilka chorobliwie nudnych i przepełnionych błędami tekstów no i ten, od anonimowego nadawcy, do niejakiego Maheka z Oxenfurtu, który – w imieniu swojego pana – nadal nie otrzymał pełnej kwoty za wykonanie zlecenia sprzed kilkudziesięciu lat, dodając kilka szczegółowych informacji opisujących minione zdarzenie w taki sposób, że Holden nie miał wątpliwości, iż chodziło właśnie o jej rodziców. Swego czasu opowiadała mu o tym naprawdę dużo, a on słuchał, słuchał bardzo uważnie, zapamiętując każdy pojedynczy szczegół, pomiędzy czułymi pocałunkami składając jej obietnicę, że zrobi wszystko, by pomóc jej w odnalezieniu odpowiedzialnych za to osób. Miał zamiar dotrzymać danego słowa.

      zawsze czarujący, Holden

      Usuń
  9. Uwielbiała ściągać na siebie kłopoty, przyciągała je jak magnes i nie potrafiła trzymać języka za zębami, nawet gdy sytuacja tego wymagała. Oczywiście wiedział, że śpiewanie wulgarnych piosenek nie jest czymś, na co Ireth mogłaby ochoczo przystać, ale gdyby tylko pozwoliła mu zająć się sprawą... Cholera, wiedziałby, jak to łagodnie rozegrać! Najwidoczniej chęć odszczeknięcia się przysłoniła jej zdrowy rozsądek, a on został z bolącym goleniem i bandą rozwścieczonych facetów, którzy już szykowali broń. Nie potrafił powstrzymać się przed uderzeniem z otwartej dłoni w czoło, gdy szybko sięgnął po wciąż leżący na stole list i schował go, by nie stracić swojej jedynej karty przetargowej. Nie spodziewał się, żeby Ireth była aż tak cholernie uparta, by nawet nie spojrzeć na trzymany przez niego przedmiot, ale... Cóż, mały zakład nie był złym pomysłem, jeśli tylko miało ją to zmusić do rozmowy.
    Uśmiechnął się i uścisnął jej dłoń, drugą wyciągając zza pleców srebrny miecz, którym zamachał kilkukrotnie, układając go sobie w ręce. W duchu cieszył się, że nie przeistoczył tego wieczora w alkoholową libację, bo nie mógłby nawet ustać na dwóch nogach, a co dopiero wdać się w bójkę z trzydziestoma mężczyznami. Od dawna miał ochotę skopać im dupę; oszukiwali w karty i namawiali barmana do rozcieńczania nalewki, więc Ireth dała mu całkiem niezły pretekst, bo nawet jeśli nie wygra, zawsze miło będzie wracać wspomnieniami do widoku twarzy dowódcy, który bełkotał coś pod nosem, nie będąc w stanie znaleźć dobrej odpowiedzi na przytyk dziewuszki. Ostatecznie mężczyzna uznał, że nie może dać się poniżyć kobiecie, dlatego ruszył na nią z nożem w jednej ręce i kuflem piwa w drugiej, a Holden odsunął się, by nie zastawiać mu drogi. Ireth poradzi sobie zupełnie sama, on zajął się atakowaniem grupki najbliżej stojących facetów, którzy chcieli pomóc swojemu „szefowi”, krzycząc coś o panoszących się czarodziejkach. Cóż, naprawdę nie wzięli pod uwagę tego, że dama niekoniecznie może chcieć śpiewać piosenkę o Jennie, która miała jędrne piersi? Jenna miała cycki świetne / kilka kwiatków dla niej zetnę, chyba tak się zaczynało, ale w tym momencie nikt już nie śpiewał; odgłos uderzających o siebie mieczy, czyjś krzyk, głośne wzdychania kelnerek i rozwścieczony barman ubolewający nad rozbijanymi kuflami oraz łamanymi krzesłami i tak zagłuszyłyby piosenkę. Ktoś chyba nawet pobiegł po strażnika, dlatego Holden wiedział, że musi pośpieszyć się ze swoją wygraną, bo nie podlegało żadnym wątpliwościom, że ostatnie, co Ireth ma zamiar zrobić, to przegrać. To była ich cecha wspólna, bardzo przydatna i niebezpieczna, gdy współpracowali ze sobą, ale niezwykle wkurwiająca, gdy przyszło im spierać się przeciwko sobie, tak jak teraz. Pomiędzy kolejnymi uderzeniami wymienił z nią krótkie spojrzenie, którego przekaz był dość oczywisty i łatwy do przewidzenia; nie dam ci wygrać.
    Była głupia, tak cholernie głupia! Przecież mogła zabrać od niego list i po prostu odejść, w samotni decydując, czy uważa rękopis za prawdziwy bądź podrobiony, zresztą dlaczego miałby ją znów oszukać? Nigdy nie rozumiał dlaczego wzbraniała się przed zaglądaniem do jego myśli, a chociaż na początku tamtej misji jej poglądy względem grzebania w cudzym umyśle były mu bardzo na rękę, tak teraz napawały go wściekłością. Chciał jej pomóc, nie tylko z obowiązku, nie tylko przez daną jej wtedy obietnicę, ale przede wszystkim dlatego, że zasługiwała na poznanie prawdy i minęło zbyt wiele lat od tamtego wydarzenia, by dalej nie mogła spać po nocach, szukając zemsty i właśnie jej podporządkowując cały swój żywot. Holden spodziewał się, że również jemu będzie chciała dać nauczkę, być może nawet zamordować, żeby pozbyć się jedynej osoby, która mogłaby opowiedzieć ludziom o tajemnicy, załatwić osobę przypominającą jej o wydarzeniach, o jakich na pewno chciała zapomnieć. Mijały dni, tygodnie, miesiące, w końcu lata, a ich drogi nigdy ponownie się nie skrzyżowały, chociaż miał świadomość, że gdyby chciała go znaleźć, zrobiłaby to bez problemu i poderżnęła mu gardło we śnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doszukiwał się jakiegoś ukrytego znaczenia w tym, że jeszcze żył, ale nie potrafił porzucić nadziei, że może byłoby jej... żal go zabić? Cóż, to na pewno był dobry temat do rozmyślań, ale nie w trakcie krwawej jatki, jaka miała właśnie miejsce w Wesołej Beczułce.
      Dziewięć do jedenastu, tak przedstawiał się wynik, który jakiś uprzejmy gość karczmy postanowił zapisywać wykałaczkami, na bieżąco informując Holdena i Ireth. Sytuacja była więc odrobinę komiczna dla jakiegoś postronnego obserwatora, chociaż większość z nich wolała wynieść się z karczmy i podejść do jej okien, jeśli mieli ochotę na zobaczenie dalszego rozwoju wydarzeń. Rzeczywiście było na co popatrzeć; ci najbardziej upici, pokonani już mężczyźni, leżeli na podłodze i jęczeli z bólu, a trzeźwiejsi dalej próbowali coś zdziałać, być może uratować honor swoich kompanów, ale podświadomie musieli wiedzieć, że nie mają szansy wygrać z wyszkolonym wiedźminem i utalentowaną czarodziejką. Duma (i alkohol) nie pozwalały się jednak wycofać, dlatego Holden nie przedłużał ich cierpienia, po prostu powalił kilku z nich na ziemię, odwracając głowę w stronę Ireth, walczącej teraz z najbardziej rosłym z nich, wyglądającym trochę jak skała i pewnie z takim samym ilorazem inteligencji. Dowódcę pokonała już na początku, przynajmniej tak im się wydawało, bo w tym momencie mężczyzna podniósł się z podłogi, próbując zajść ją od tyłu z wyciągniętym do ataku nożem. Dzięki temu, że powłóczył nogami, z jego prawego uda sączyło się mnóstwo krwi, Holden zdążył stanąć przed ostrzem zanim to chociażby zbliżyło się do Ireth. Końcówka trafiła na jego bark, w którym zatopiła się na kilka milimetrów, a mężczyzna sapnął zaskoczony, próbując wyciągnąć broń i zamachnąć się jeszcze raz. Nie udało mu się, skończył z własnym nożem wbitym w krtań, upadając z hukiem dokładnie w tym samym momencie, w którym przeciwnik Ireth. Salę znów wypełniła cisza, przerywana jedynie ich głośnymi, wyraźnie zmęczonymi oddechami, a w końcu również klaskaniem ostatniego gościa karczmy, który sekundę później ściskał w obu dłoniach po kilkanaście wykałaczek.
      – Czternaście – wskazał na Ireth – Szesnaście – z uznaniem pokiwał głową, patrząc na Holdena. Uśmiechnął się szeroko, niemal dumnie, gdy odwrócił się w stronę swojej uroczej towarzyszki, pragnąć zobaczyć złość na jej twarzy.
      – Znasz jakieś ustronne miejsce, w którym moglibyśmy pogadać? – zapytał, gdy nagle zza drzwi dobiegł ich charakterystyczny dźwięk ciężkiej żołnierskiej zbroi. – I lepiej zastanów się szybko.
      Pociągnął ją za ramię, w międzyczasie rzucając barmanowi sakiewkę złota, którą odpiął z pasa dowódcy, dając właścicielowi Wesołej Beczułki tym samym do zrozumienia, że ich nigdy tutaj nie było. Ten szybko pokiwał głową, z zachwytem patrząc na świecące się monety, gdy Ireth i Holden korzystali już z tylnych drzwi karczmy.

      Usuń
  10. [Dziękuję za rozpoczęcie :D Gothic to kopalnia dobrych tekstów, ale i tak najbardziej lubię klasyk: "Powiedz no, czy to coś z przodu twojej głowy to twarz, czy dupa?" :D]

    Zadudniło mu uszach, gdy oberwał mocnym prawym sierpowym od rosłego chłystka przed sobą. Zasmarkany, zabliźniony typek był dzisiaj jego ostatnim przeciwnikiem. I dobrze, bo szczerze powiedziawszy miał trochę dość i w gardle mu zaschło.
    Karden uchylił się przed kolejnym ciosem, śmiejąc się i kopiąc w zad przeciwnika. Chyba go tym rozsierdził, bo ten ryknął niczym zraniony zwierz. Machnął łapami przypominając wielkiego, potężnego niedźwiedzia. Trochę tłustego tu i ówdzie, ale, ale...! To nie było przedmiotem owej dyskusji jaka wywiązała się przed walką między tymi dwoma dżentelmenami, którzy prali się właśnie w najlepsze w prymitywnym ringu.
    Tęgi chłop stojący przed Kardenem pochylił się lekko, szarżując jak wściekły byk na najemnika. Twarz jasnowłosego mężczyzny, nadal rozbawiona i barwą przypominająca kwitnącą malwę, oraz jego ciało nie były gotowa na tak druzgocący cios. Przegra jeśli da się mu złapać.
    Karden stanął pewniej na nogach, opierając jednak ciężar swojego ciała tylko na jednej z nich. Czekał i liczył w głowie sekundy, próbując wyciszyć w umyśle te wszystkie krzyki i wiwaty. Zacisnął pięści i czekał.
    W jednej chwili wykonał zgrabny półobrót, przenosząc się miękkim łukiem w prawo. Twarda pięść łupnęła przeciwnika w potylicę. Zachwiał się ciężko, ostatnim desperackim ruchem próbując zaatakować z lewej, ale Karden nie dał mu ani chwili wytchnienia. Druga, lewa pięść błysnęła mu przed oczyma niczym błyskawica i równie szybko dotarła do celu. Karden poczuł pod knykciami łamiące się kości nosa oraz krew na skórze. Jucha rozbryznęła się na jego ramieniu. Najemnik odskoczył dynamicznie, unosząc pięści. Kontratak jednak nie nastąpił, a byczek runął jak długi na brudne, zaszczane i zaplute deski.
    Karden uniósł pięść do góry w geście zwycięstwa. Ale się dzisiaj napije, tylko nie tutaj, bo już łypią na niego spod byka.
    Tylko odbierze pieniądze...

    Karden wyszedł z karczmy wdychając rześkie i zimne powietrze. Zimny dreszcz przebiegł mu po wilgotnym karku, który przemył wodą z wiadra kilka chwil temu. Przeciągnął się swobodnie, rozciągając zmęczone i zbolałe mięśnie. Wielki siniak tkwił na jego policzku, ale zejdzie za jakiś czas. Może przydałoby się zajrzeć do jakiejś zielarki, by przyłożyła mu tajemniczego chwasta do policzka?
    Ale to jutro. Dzisiaj musiał się napić. Za dzisiejsze zwycięstwo, no i za ostatnie zlecenie dzięki któremu jego kabza, jak to mawiają marynarze, stała się odrobinę cięższa. Biorąc pod uwagę, że musiał kupić kurtkę i naostrzyć miecz u kowala - za niedługo pieniądze się skończą.
    Potrząsnął gwałtownie głową.
    - Dzisiaj o tym nie myślimy, nie Mirla? - zwrócił się do psiny, które usiadła na wyślizganych kamieniach obok jego nogi. Karden potarmosił miękki łeb zwierzęcia, jakby czując, że Mirla zgadza się z nim i chyba... Uśmiecha? - Idziemy się najeść i napić.
    Karden poklepał się po sakwie.
    - Ja dzisiaj stawiam, kochana.
    Mężczyzna ruszył uliczkami miasta, by znaleźć jakąś inną, lepszą gospodę. Gdzie dadzą mu coś lepszego niż rozwodnione piwsko i dziwnie pachnący gulasz ze świni. Karden nie był wybredny, ale skoro ma pieniądze raz w życiu mogą sobie z Mirlą pozwolić na luksusy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciał coś jeszcze powiedzieć do psa, ale nagle coś huknęło, błysło, łupło i...
      Znalazł się na dachu! Na wszystkie czorty i Wieczny Ogień! Co tu się stało!?
      Nie zdążył nawet zareagować, gdy ktoś kopnął go w nogę i zmusił do klęknięcia. Skrzywił się, gdy tajemniczy osobnik wykręcił mu mocniej rękę. Karden nie był jednak szczawiem, a najemnikiem, który długi czas spędził na nieprzyjemnych gościńcach. Co jak co, ale nie da się bez powodu prać!
      Mężczyzna cofnął się gwałtownie do tyłu i pchnął wolną ręką. Czuł, że trafił kogoś łokciem, a uścisk lekko się zwolnił. Skorzystał z okazji i próbował wykręcić się do przodu. Chwycił uwięzioną dłoń i korzystając z pędu wyrwał ją silnym ruchem. Chciał jeszcze podciąć przeciwnika, ale ten był najwidoczniej równie sprytny. Karden odsunął się na bezpieczną odległość, wyciągając sztylet, bo szybciej za niego chwycił.
      Dopiero teraz mógł przyjrzeć się przeciwnikowi. Smukłej postury, bardziej przypominającej elfa lub... Kobietę? Kaptur zasłaniał twarz, ale w tej ciemności trudno byłoby mu cokolwiek zauważyć. Na niebie księżyc już dawno skrył się na gęstymi chmurami.
      Karden nie tracił jednak czujności. Panienka przed nim wyglądała na uzbrojoną i niebezpieczną, czort wie, co umiała.
      - Lubię szybkie dziewczyny, ale kochanie... Nawet ja mam jakieś standardy - Karden mruknął, uśmiechając się kącikiem ust - Czego chcesz? I gdzie mój pies do kurwy nędzy!?
      Cały Karden... Najpierw zwierzęta, później on.

      Karden

      Usuń
  11. Tego się nie spodziewał, choć po części chciał być na to przygotowany. Wiedźma rzuciła się na niego, ciut szybsza niż on. Sztylet rozbłysł, starając się trafić w cel, ale minął o dwa milimetry. Jakimś dziwnym trafem kobieta wykonała nader zgrabny unik, ponownie łapiąc go za ramię. Chciał zatrzymać prawy sierpowy, ale mógł co najwyżej zaserwować damulce całkiem ciekawą dziurę w dłoni, a tego nie chciał. Uderzyła go, znowu się cofając. Karden splunął krwią na brudny dach, starając się utrzymać równowagę na nierównych dachówkach.
    Wytarł rękawem usta, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
    - Kto tu kogo obraża? - powiedział Karden przechylając lekko głowę. Nie wyciągał miecza, bo machać brzeszczotem na starym dachu nie zamierzał. Jeszcze zwalą się obydwoje na gnój na chodniku i tyle będzie tej walki. Po drugie nadal była jedna nierozwiązana sprawa, dla Kardena niezwykle ważna. Może i był w tym momencie głupi, ale przyjaciół oraz towarzyszy podróży nie zostawia się za sobą - I nadal czekam na odpowiedź na moje pytanie. Gdzie mój pies?
    Karden splunął na ziemię, śmiejąc się pod nosem z przekąsem. No co za pyskata dama mu się trafiła. Widział jej kpiący uśmiech zastanawiając się po co całe to przedstawienie i co tu się dzieje. Zamiast tego uniósł lekko ramie, wymierzając sztyletem prosto w kierunku twarzy nieznajomej.
    - My ją zostawiliśmy? Czekaj bo się pogubiłem. W którym momencie zgodziłem się na jakąś dziwaczną i śmierdzącą podróż portalem, bo nie oszukuj mnie, że portale nie śmierdzą - powiedział po chwili.
    Jakimś naprawdę komicznym trafem weszła mu do głowy dziwna myśl - a dokładniej opowieść dawnego przyjaciela z traktu, krasnoluda Loktara. Twierdził, że raz w życiu spotkał czarodziejkę podróżującą do Aretuzy. Loktar był jej towarzyszem, choć nie cierpiał magii chyba tylko bardziej od źle przygotowanego, krasnoludzkiego miodu. Po prostu dobrali się osobowościowo - można tak rzec. Raz czarodziejka, gdy pod Cintrą zaatakowała ich banda obszarpańców, zaproponowała mu szybki skok portalem, by nie wdawać się w walkę z byle łapserdakami. Owszem, z trudem zgodził się, ale do dziś woli nie wspominać jaką dziwaczną woń potem nosił.
    Jego dziwną myśl przerwał dźwięk monet brzęczących w sakiewce rzuconej przez czarodziejkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwycił ją pewnie, oceniając w dłoni wagę. Była dość ciężka, dużo cięższa niż to co zarobił ostatnio. Wyglądało na to, że ta "stara-maleńka", jak większość czarodziejek z opowieści bardów, nie przyszła tutaj tylko po to, by zaprezentować światu swoje umiejętności. Chciała go wynająć, ale...
      Karden spojrzał na nią jak na głupią, zaciskając palce na sakiewce. Nie pasował mu jeden fakt, którego nie zamierzał okryć zasłoną milczenia. Czarodziejka tłumaczyła mu wszystko to, co powinien wiedzieć o tym, jak się zachować przy zadaniu.
      - Bardzo mi pochlebia, że chcesz wynająć akurat mnie, choć nadal nie rozumiem tego wcześniejszego przedstawienia bo żaden z poprzednich pracodawców nie był akrobatą, ale mam jedno pytanie - pochylił się lekko, próbując dostrzec coś więcej w cieniu kaptura. Może jakiś wyraz czystej szczerości między pracodawcą, a potencjalnym wykonawcą zadania? - Skoro chełpisz się umiejętnościami to... Dlaczego sama tego nie zrobisz, potężna czarodziejko? W końcu pewnie uważasz się za lepszą ode mnie, byle prostego najemnika.
      Uśmiechnął się, stając bokiem i podchodząc do brzegu dachu. Uhh... Stromo, sam tędy nie zejdzie w tak prosty sposób, ale ta propozycja kobiety śmierdziała mu na kilometr jakimś szwindlem. Owszem, był najemnikiem, ale nie chciał łoić sobie skóry za jakieś parszywe, magiczne swary. Nadal patrzył na tętniącą życiem ulicę, ponownie zwracając się do kobiety.
      - Boisz się brudzić rąk? Albo szukasz głupka, który weźmie na siebie konsekwencje twoich czarodziejskich swawol. To jest bardziej prawdopodobne - odwrócił głowę w jej kierunku. Cóż, może go zabije, choć wolałaby by do tego nie doszło, a już na pewno nie na dachu, bo byłoby to śmiechu warte. Karden, opanowany i cierpliwy, położył dłonie na biodrach. Najemnikiem może i był, ale nie głupim - Co próbujesz kupić tymi miedziakami? Bo na razie na wiele się nie zapowiada.

      Karden

      Usuń
  12. Nie dało się opisać słowami, jak bardzo Holden nienawidził magii. Powód tej niechęci mógł leżeć w sposobie wychowania wszystkich wiedźminów w Szkole Niedźwiedzia, chociaż równie dobrze mogła stać za tym sama Ireth, bo nie był do końca pewien kiedy właściwie zaczął pałać niechęcią do zaklęć. Teleportacja, ugh, najgorsza możliwa zabawa czarodziejek, po której zawsze czuł mdłości i zawroty głowy, zwłaszcza po tak... nieprzyjemny lądowaniu, bardzo przemyślanym, za co musiał przyznać jej punkt. Skrzywił się, sięgając po przewieszoną przez drewnianą belkę szmatkę, którą próbował oczyścić swój strój zanim kompletnie przesiąknie tym paskudnym zapachem, co było jednak nieuniknione. Ostatecznie dał sobie spokój, przecież to wciąż nie była najgorsza rzecz, w jakiej musiał się tarzać, dlatego po prostu pokręcił głową, gdy Ireth znów się przed nim zmaterializowała. Cóż za dziecinne zachowanie! Bezczelna, niewychowana, podła dziewucha. Och, podświadomie dalej szalał na jej punkcie tak samo, jak wtedy, gdy przeżywali swój płomienny romans na dworze króla. Musiała się więc bardziej postarać, żeby go do siebie zniechęcić, na nieszczęście ich obojga.
    – Nigdy nie umiałaś przegrywać z honorem – wytknął jej, uśmiechając się ironicznie. Dopiero teraz znalazł chwilę na rozejrzenie się po miejscu, do którego przeniosła ich jej cholerna magia. – Ładnie. Romantycznie – przyznał, poruszając brwiami. Spodziewał się, że za taki komentarz mogłaby chcieć go uderzyć, dlatego postąpił kilka kroków do przodu, przechodząc przy tym w głąb zagajnika, odsuwając się od Ireth oraz niemal w całości pochłoniętego przez termity szkieletu niedokończonego budynku. Kto chciałby coś tutaj budować? W każdym razie, nie kojarzył tego miejsca, musiało znajdować się spory kawałek od głównego traktu, dlatego w myślach pogratulował jej wyboru, tutaj będą mogli swobodnie porozmawiać, bez obawy rozpętania kolejnej bójki przez jej niewyparzony język. Z drugiej strony, w otoczeniu samych drzew raczej nikt nie usłyszałby jego krzyku, może jakieś zbłąkane bożątko ulitowałoby się nad jego zwłokami i nie pozwoliło zeżreć go wilkom, ale nic więcej. To nie tak, że z góry zakładał porażkę w starciu z Ireth, zwyczajnie wiedział, że gdyby doszło do walki, raczej nie byłby w stanie zrobić jej krzywdy, nie po raz kolejny, nigdy w taki sposób.
    – Naprawdę nienawidzisz mnie aż tak bardzo, żeby darować sobie informację o mordercach rodziców, bylebym tylko zniknął? – zapytał nagle, zdejmując wierzchnią część swojego stroju i rzucając ją na ziemię, w tym list, który upadł pod jej stopami. – Czy jednak aż tak bardzo mi nie ufasz? Wiesz, może i brak mi moralności, ale są sprawy, z których nie robię sobie żartów – przyznał, zachęcająco kiwając głową na kopertę. Gdy wyłapał jej pytające spojrzenie, w momencie, w którym złapał za krawędź spodni, uśmiechnął się i wyjaśnił: – Chyba nie myślisz, że wrócę do miasta w śmierdzących na kilometr ubraniach. Możesz się odwrócić, ale nie pokażę ci niczego, czego wcześniej byś nie widziała.
    Zaśmiał się pod nosem, zabierając z ziemi wszystkie pobrudzone rzeczy, gdy skierował się w stronę jeziora. Mógł nawet zacząć podejrzewać, że Ireth zrobiła to celowo, najpierw wpychając go w kupę gówna (dosłownie), ale wybierając przy tym takie miejsce, by miał gdzie oczyścić swoje odzienie i samego siebie, żeby mogła znów popatrzeć sobie na jego nagie ciało. Oczywiście była to myśl bardzo niedorzeczna, bo wiedział, że nawet gdyby rzeczywiście miała taką ochotę, przeszkodzi jej w tym duma oraz naturalna kobieca pruderyjność, którą w jakimś stopniu posiadała nawet tak zepsuta czarodziejka jak Ir. Nie miał jednak zamiaru się krępować, przecież jak sam wcześniej wspomniał, w tej kwestii nie mieli przed sobą żadnych tajemnic.
    – Przecież z łatwością możesz sprawdzić, czy próbuję cię okłamać – rzucił jeszcze, gdy nieprzyjemne uczucie wywołane zetknięciem się z zimną wodą w końcu ustąpiło. Spojrzał na nią z niemym wyzwaniem. – Nie mam nic przeciwko temu, żebyś grzebała w mojej głowie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Karden odwrócił głowę w kierunku czarodziejki, jakby wciąż obawiał się, że ta skoczy na niego bez powodu, jak od początku spotkania. Wolał być przygotowany na kolejny cios "znikąd".
    Zamiast tego jednak ta zaczęła mówić.
    "Chłopcze"? Doprawdy lepszego określenia nie mogła znaleźć. Co prawda tak długowieczny, jak większość tych posługujących się magią półdziewic to nie był, ale "chłopcze"? Pewnie za podobne słowo w jej kierunku przyfajczyłaby mu ogon w mgnieniu oka. I wcale by się jej nie zdziwił.
    Karden pokiwał głową zrezygnowany, po czym podszedł jeden, jedyny krok w kierunku kobiety. By nie naruszyć jej przestrzeni osobistej, którą mogła strzec jak oka w głowie.
    Karden uśmiechnął się, a blizna na jego twarzy nieprzyjemnie się zdeformowała.
    - Słabych masz sprzymierzeńców w takim razie. I nie nauczyli cię jak wynajmować takich prostych najemników jak ja - Karden uniósł dłonie, po czym się cofnął - Spójrz. Jesteśmy na dachu. Poczekaj przeliteruje: D-A-C-H-U. Jak chcesz załatwiać polubowne, skryte interesy, gdy zagnałaś nas na krawędź jakiegoś budynku należącego do nie wiadomo kogo. Przecież z całą pewnością wzbudzimy zainteresowanie i nici z tajemnicy.
    Karden stanął na krawędzi i spojrzał ponownie w dół, po czym na jasno błyszczący księżyc. Oświetlał dzisiaj wszystko bardzo dokładnie, w końcu nie było ani jednej potężnej, ciemnej chmury na niebie. Nie było szans by byli niewidoczni. A dwie jasne sylwetki na wysokim dachu z całą pewnością wzbudzały niezdrową fascynacje. Oczywiście, Karden nie znał się na spotkaniach czarodziejek, ale wątpił też, by dla "jego" czarodziejki takie łażenie po dachu było codziennością. Słyszał, że one, choć mądre i bardzo potężne, lubiły też być wygodne. I Karden to szanował - sam lubił jak było wygodnie. A dach z całą pewnością taki nie był. Choć czarodziejka naprzeciwko zdawała się całkiem dobrze bawić, on czuł się wyjątkowo niepewnie.
    Po kolejnych słowach Karden uniósł lekko dłoń.
    - Czekaj, czekaj. Niech powtórzę... "Bo wici moich przeciwników sięgają głęboko" i w tej chwili staram się powstrzymać świat jaki znasz przed upadkiem . Wybacz mi proszę, ale to mi pachnie jakąś głębszą intrygą. Co najmniej jak ostatecznym ratowaniem świata. Ja nie ratuje świata, to pozostawiam potężniejszym ode mnie. Choćby tobie, pani. Zbyt prosty ze mnie człowiek, by w coś takiego się pakować. Mało rozrywek, zbyt dużo bólu, za mało skarbów i czasu by w spokoju zapalić fajkę. Dbam też o zdrowie swojej towarzyszki.
    Karden przerwał, jakby już nic nie chciał mówić, ale po chwili z jego ust wydobył się cichy szept.
    - Nie mają mi nic do zaoferowania, ale... Mogą mi wiele zabrać.
    Karden nadal miał rodzinę. Gdzieś tam w Cintrze. Jego rodzice nadal pracowali na roli i walczyli o każdy dzień. Ojciec pewnie w tym momencie wyszedł do karczmy, by napić się ze znajomymi i opowiedzieć im o dziwiach jakie widział podczas swoich przygód. Matka zapewne doiła krowy, jak zawsze o tej porze. Lub zszywała ubrania wraz z innymi kobietami we wsi, w jednej wspólnej izbie pracując i plotkując.
    Dawno nie był w domu...
    Najemnik uśmiechnął się, po czym wzruszył ramionami, wskazując palcem na dół. Na tłoczną uliczkę.
    - Zróbmy tak. Proszę cię bardzo ładnie, byś pomogła ściągnąć nas z tego dachu. Pójdziemy do karczmy, znajdziemy cichą izbę, zamówimy sobie po kuflu piwa i wszystko mi opowiesz. Tutaj jest straszny przeciąg i zmarzły mi odrobinę uszy. Co powiesz na taką umowę, pani...? - przeciągnął pytanie. W sumie nie podała mu swojego imienia, a nie lubił mówić do kobiet tak beznamiętnie. To urągało etykiecie. Choć zwykły z niego chłop to maniery swoje miał i lubił ich pilnować.

    Karden

    OdpowiedzUsuń