czwartek, 25 lutego 2016

swords out words gone


holden | siedemdziesiąt lat | wiedźmin

  

wszystko powyżej sponsoruje moja nędzna wena i miłość do minimalizmu,
utalentowana graficznie Gaunter O'DramaQueen, której dziękuję za zdjęcie w historii,
irytująca Ir, która krzyczała na mnie, że mam pisać i się nie lenić.
a także wszyscy śmiałkowie chętni na wątek

17 komentarzy:

  1. [cześć i czołem kluski z rosołem! Pochwalę za wizerunek, lubię. Minimalizm też :) życzę udanych łowów :) ]

    Loreley

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witaj w naszej skromnej gromadce!
    Nie będę pewnie zbyt odkrywcza, pisząc, że to naprawdę dobry wizerunek, ale... to jest naprawdę dobry wizerunek. Sama nie wpadłabym na to, że można go wykorzystać tutaj. c:
    No i ta historia, taka tajemnicza, w sumie wciąż nie wiadomo o nim zbyt wiele. Choć zastanawiam się, jak to jest z jego cierpliwością. Punkty ujawniają, że "opanowanie/cierpliwość" ma na maksymalnym poziomie, podczas gdy w historii pojawia się stwierdzenie, że tej cierpliwości raczej ma malutko.
    O, no i chyba stałam się tym śmiałkiem, który chętnie coś napisze. Czyżby Holden potrzebował w niedługim czasie pomocy medyka? ]

    Shani

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Cześć, cześć! Jak miło widzieć nową kartę na blogu, zwłaszcza pana, których tu brakuje (chociaż nadal przyrost naturalny jest zerowy xD) i to wiedźmina z tak szlachetnego cechu niedźwiedzia! Mara z pewnością starałaby się go wytrącić z "dobrego" szlaku.
    Zdjęcie w historii jest cudne, zatem brawa dla Gaunter.
    Podoba mi się wzmianka o opłacalnych znajomościach i dziwacznych zleceniach, Mara też je lubi. Na wątek jestem chętna, ale pomysłów chwilowo brak. ;-; Jak coś mi wpadnie do głowy, to wrócę, a może ty coś masz? ]

    Mara

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Jak spojrzałam na zdjęcie, to tak coś czułam, że jak będzie wiedźminem, to ze Szkoły Niedźwiedzia, tak mi jakoś przypasował. Ogólnie to nie spodziewałam się, że zawita do nas Daario, miło wiedzieć jakąś znajomą twarz. Życzę powodzenia na szlaku, dobrej zabawy na blogu i samych ciekawych wątków! c:]

    Ynys

    OdpowiedzUsuń
  5. [Dzień dobry! Tak jak poprzednicy wspomnę, że naprawdę dobrze dobrany wizerunek. Strasznie się cieszę, widząc kogoś ze Szkoły Niedźwiedzia, Sigyn również bardzo się ucieszy. Chociażby z tego względu wypadałoby zaproponować jakiś wątek. Ponieważ moja panna jest taka młodziutka, to nie ma szans, by wcześniej się znali, ale może tak całkiem przypadkiem wpadliby na siebie na szlaku i tak całkiem przypadkiem coś by ich zaatakowało? No i tak całkiem przypadkiem sprzymierzyliby siły przeciwko temu czemuś. :)]

    SIGYN

    OdpowiedzUsuń
  6. [No cześć, piękny! (Chociaż dalej uważam, że powinnaś wstawić gif z gołą klatą, wtedy dopiero zrobiłby furorę!)
    Za niedługo się tu pojawię, żeby cię męczyć obecnością Ir-ytującej, a tymczasem baw się dobrze i spróbuj ogarnąć swoją nędzną wenę.]

    Ireth

    OdpowiedzUsuń
  7. [Ja LiS poznałam całkiem niedawno i zakochałam się, szczególnie w ścieżce dźwiękowej. Aż mam ochotę jakąś swoją postać ochrzcić Max, tak dla uczczenia tej wspaniałej produkcji, naprawdę. Mistrzostwo. Dlatego bardzo dziękuję i cieszę się, że ktoś rozpoznał. c: A tak w ogóle to ja może na jakiś wątek zaproszę, bo mam jeden, a zaraz mnie zaczną ścigać, bo powinnam mieć chociaż dwa!]

    Ynys

    OdpowiedzUsuń
  8. [Rezerwuję wątek z tym panem :> W końcu Daario Naharis :>>> A zdjęcie w historii jest cudne. ]

    Jeszcze-mnie-nie-ma aka Mirabella

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy pomiędzy sny zranionej kobiety o obejmujących ją silnych ramionach i cieple promieniującym z ciała ściśle przylegającego do jej pleców wdarły się wizje przyszłości przedstawiające byłego kochanka, Ireth wiedziała, że nadszedł czas, by zmierzyć się z przeszłością. Od miesięcy śniło jej się to spotkanie, choć początkowo wizje były nieostre - kakofonia dźwięków została przytłumiona, a tło rozmyte, jedynie tak bliskie sercu, znajome rysy twarzy pozostawały ostre. Z upływającym czasem z obrazu zaczęły wyłaniać się kolejne szczegóły, a sny nawiedzały ją z jeszcze większą częstotliwością, przez co Ireth wiedziała, że za niedługo znowu będzie musiała spojrzeć w oczy mężczyźnie, który jako pierwszy i jedyny zbliżył się na tyle, by zobaczyć nie tylko nagie ciało, ale także nagą duszę Ireth. Oprócz niechcianych wizji nawiedzały ją także dzikie fantazje o tym, do czego dojdzie, gdy ponownie staną naprzeciwko siebie; siedziała na nim okrakiem, zaciskając dłonie na jego szyi i obserwując, jak z jego oczu powoli uchodzi życie, wpychała jego głowę pod wodę tak długo, aż przestawał się ruszać, obserwowała jego śmierć w płomieniach, rozszarpywała jego ciało na kawałki. A jednak wciąż wypełniała ją pustka. Wolałaby walczyć z Przerazą niż ponownie zbliżyć się do Holdena, jednak nie miała na to wpływu. Przyszłość rządziła się własnymi prawami.
    Twierdzono, że Ireth umiłował sobie sam Bóg Kłamstw, bo potrafiła przejrzeć każdy fałsz, dostrzegała obłudę szybciej niż ktokolwiek inny i sama potrafiła knuć tak zawiłe intrygi, że nikt nigdy ich nie odkrył. Jej umysł był ostrzejszy niż miecz, którym perfekcyjnie władała, i spokojniejszy, czystszy niż tafla Wielkiego Jeziora Wyzimskiego. Dostrzegała słabości tam, gdzie teoretycznie ich nie było i nie wahała się ich wykorzystywać do własnych celów, a jej legenda rozrastała się z każdym dniem. Ludzie uwielbiają plotki i tajemnice, których nikt nie potrafi rozwikłać, a Ireth składała się z samych sekretów i słów powtarzanych szeptem w ciemnych zaułkach. Była jak wiatr, pojawiała się nagle i równie niespodziewanie znikała, nigdzie nie zagrzewała miejsca dłużej, czasami przypominała letnią bryzę niosącą ukojenie w upalny dzień, kiedy indziej była huraganem, który niszczył wszystko na swojej drodze. Ale przede wszystkim była strategiem. Nieustannie wszystko analizowała, poddawała w wątpliwość, oceniała i wykorzystywała. Ten jeden jedyny raz poddała się swawolnemu uczuciu, nie przewidziała takiego rozwoju sytuacji i teraz płaciła za to cenę. Straciła swoją wiarygodność, gdy zlekceważyła sygnały i przestała prowadzić rozgrywkę, a po prostu jej się poddała. Holden nikomu nie zdradził, że zawsze kryjąca się w cieniu Ireth nie była już dłużej taką zagadką, jaką się wydawała, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Sama na siebie nałożyła karę. Czuła wstyd. Gniew. Żal. I cierpiała. Ukryła to wszystko na dnie studni, którą w niej wydrążył swoimi kłamstwami oraz zdradą, a potem zniknęła, wierząc, że w ten sposób odbuduje własne poczucie wartości. Nie potrafiła jednak zbyt długo przebywać w głuszy, jej umysł potrzebował ciągłego zajęcia, dlatego wróciła do przeglądania ogłoszeń w Oxenfurcie, wybierając te najbardziej niedorzeczne lub intrygujące. Wciąż podświadomie dbała o swoją reputację, która w jej oczach została zszargana trzy wiosny temu.
    Przecisnęła się przez tłum barczystych mężczyzn stojących przy wejściu do Wesołej Beczułki, przeklinając pod nosem to, na czym stoi świat. Jakiś półgłówek przed wejściem kazał zostawić jej miecz, jedyną pamiątkę po ojcu, jaką zachowała, a także nazbyt ochoczo obszukał jej ciało w poszukiwaniu ukrytej broni. W Redanii zaostrzyły się wszelkie przepisy dotyczące czarodziejek, nie ominęło to nawet Oxenfurtu, dlatego Ireth czuła na sobie nieprzyjazny wzrok stałych bywalców, gdy wchodziła do środka, ale co odważniejszych obdarzyła swoim najlepszym, lodowatym spojrzeniem. Bez miecza czuła się naga, jednak samą magią potrafiła siać spustoszenie, które przewyższało ludzkie wyobrażenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy odwróciła się w stronę mężczyzny, którego wskazał jej barman, wszystko na chwilę zamarło. Powinna była wyczuć jego obecność z odległości kilku kilometrów, kiedyś byli ze sobą na tyle mocno związani, że Ireth stała się wyczulona i z łatwością potrafiła go zlokalizować, ale najwyraźniej nieświadomie odcięła to dojście po ich konfrontacji.
      Ireth zaskoczyła ich oboje. Przechowywała w pamięci niezliczoną ilość scenariuszy, które stworzyła, próbując przygotować się do tego spotkania, ale żaden z nich nie okazał się prawdziwy. Podeszła do jego stolika, jednak nie rzuciła mu się do gardła, chociaż zasłużył na wszelkie możliwe przekleństwa i katusze. Usiadła naprzeciwko niego i po prostu patrzyła. Nie drgnęła jej powieka, gdy niedaleko pojawiła się kelnerka, z wyraźnym podtekstem pytając, czy Holden czegoś potrzebuje. Patrzyła na niego jak na człowieka, którego nigdy nie znała, jak na wroga, którego musiała rozpracować, by następnie go zmiażdżyć. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a chociaż pomieszczenie wypełniał gwar rozmów, śmiech i pijackie przyśpiewki, ich otaczała niespokojna, wzburzona cisza.
      - Mało oryginalne - odezwała się w końcu beznamiętnie, mając na myśli ogłoszenie. Ale skuteczne. Chyba to najbardziej ją zdenerwowało. Chociaż przez cały czas udawał, poznał ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć, jak ją zwabić. Zacisnęła dłonie w pięści, by po chwili je rozluźnić i położyć płasko na stole. Dlaczego właśnie on? Dlaczego jemu pozwoliła się poznać, dlaczego obdarowała go zaufaniem tak dużym, że była w stanie zasnąć u jego boku, chociaż z każdej innej strony spodziewała się noża wbitego w plecy? Dlaczego wybrała jego, a nie czarującego, niezwykle przystojnego kuzyna króla Hanselta? Dlaczego na jego miejscu nie znalazł się piekielnie inteligentny i zdolny czarodziej, którego spotkała kilka wiosen temu? Wciąż zadręczała się tymi samymi pytaniami, chociaż znała już odpowiedź. Ireth bywała arogancka i porywcza, ale chociaż wydawało się, że płonie w niej najjaśniejszy płomień, jej serce było skute lodem. Była zdystansowana i oziębła w relacjach z towarzyszami. Dopiero Holden sprawił, że lód zaczął się kruszyć, przy każdym kolejnym spotkaniu było go coraz mniej, aż w końcu całkowicie wyparował. Dzięki niemu zaczęła naprawdę czuć, a nie tylko odczuwać, czerpać z chwili obecnej, a nie planować kolejne kroki. I odebrał jej to wszystko.
      Ireth pochyliła się nad stołem, obserwując go spod półprzymkniętych powiek.
      - Czego ode mnie chcesz? Myślę, że ostatnim razem wyraziłam się jasno - wysyczała, a jej wzrok powędrował do blizny przecinającej jego lewy policzek. Szrama była pamiątką po nocy, podczas której wszystko się zmieniło, kiedy Ireth odkryła prawdę. W tamtej chwili po raz pierwszy w życiu utraciła panowanie nad sobą, pozwalając, by poczucie zdrady przeważyło nad chłodnym, analitycznym umysłem.

      jeszcze miła Ireth

      Usuń
  10. Ireth już nie interesowały taksujące spojrzenia, jakie Holden posyłał innym kobietom, miała głęboko w poważaniu to, z iloma niewiastami zdołał się przespać, kiedy przestała go już obowiązywać męcząca monogamia, którą sobie narzucił podczas misji, do której potrzebował Ireth. A przynajmniej tak sobie powtarzała, ignorując iskrę gniewu, która w niej zapłonęła, kiedy obdarzył kelnerkę przyjaznym uśmiechem.
    - Naprawdę? - zapytała Ireth z udawanym zaskoczeniem, uśmiechając się słodko - Za to ty w ogóle się nie zmieniłeś. Wciąż jesteś taką samą zdradziecką gnidą, jaką byłeś.
    Twarz Ireth stężała, a do jej oczu wkradł się lód. Promieniujący gniew będący dla Holdena, że zabrnął za daleko.
    - Utraciłeś prawo do zadawania takich pytań - powiedziała cicho, chociaż pod powierzchnią cała drżała od niewypowiedzianych oskarżeń, gdy świadomość tego, jak bardzo udało mu się ją oszukać, uderzyła w nią z nową siłą. Miała ochotę chwycić ten przeklęty kufel i rozbić go na głowie tego aroganckiego kutasa. Aby się powstrzymać, splotła dłonie, zaciskając je tak kurczowo, że skóra na palcach zupełnie zbielała. Sądziła, że tym oschłym komunikatem uda jej się zakończyć temat, ale słowa same cisnęły się jej na usta, kiedy patrzyła na mężczyznę, którego wydawało jej się, że kiedyś kochała, a którym teraz się brzydziła i którym gardziła bardziej niż oślizgłymi dupowłazami na dworze króla. Podczas długich, bezsennych miała ochotę przyznać Holdenowi nagrodę najbardziej znienawidzonego przez nią człowieka, jednak w ostatecznym rozrachunku wciąż przegrywał z zabójcami jej rodziców. - Nie potrzebuję twojej troski. Nie potrzebuję niczego, co pochodzi od ciebie, ty plugawy zdrajco.
    Ireth doskonale wiedziała o prześladowaniach czarodziejek, o bezwzględnych łowcach nagród, którzy dla okrągłej sumki byli gotowi podjąć wszelkie kroki, by pojmać ludzi władających magią, a była członkini Loży stanowiła tym bardziej smakowity kąsek. Nie należała jednak do tego pokroju kobiet, które uciekały przed zagrożeniem, chociaż zawsze starała się uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi, jeśli straty mogły okazać się większe niż zyski. Nigdy nie przestawała kalkulować, chociaż ostatnio stała się mniej ostrożna i ktoś mógłby pomyśleć, że specjalnie szukała zwady. Brutalność walki pozwalała jej zapomnieć, gdy władzę nad jej ciałem przejmowały wyuczone ruchy i dziki, pierwotny instynkt. Dzięki starciom znowu czuła, że odzyskuje kontrolę nad sobą, przemoc i ryzyko wypełniały ją poczuciem siły, a przypływ adrenaliny w szale bitewnym dawał marną namiastkę szczęścia i zatracenia. Paradując po ulicach Oxenfurtu bez strachu prowokowała potencjalnie niebezpieczne sytuacje, ale było jej już wszystko jedno. Ireth zostawiała za sobą ślad zgliszczy i trupów, ale właśnie na tym opierał się teraz świat, więc w zasadzie nie czuła się winna. Kiedy odeszła z Loży, mogła porzucić narzuconą sobie koncentrację i kontrolę. Ktoś mógłby powiedzieć, że się pogubiła, ale to nie była do końca prawda. Wciąż nie używała magii w niemoralny sposób, pomagała każdemu, kto potrzebował jej interwencji i nigdy specjalnie nie doprowadzała do krwawej jatki, której nie powstydziłby się oddział Scoia'tael. Z tym, że teraz nikt nie potrafił do niej dotrzeć i gdyby Ireth naprawdę postanowiła spuścić bestię ze smyczy, mało kto byłby w stanie się jej przeciwstawić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmrużyła oczy. Czasem wystarczało jej jedno spojrzenie, by poznać, czy ktoś kłamie, ale Holdenowi udawało się prowadzić wytrawną grę przez kilka miesięcy, więc nie mogła zaufać własnym instynktom. Wiedziała, że mogłaby swobodnie przeniknąć do jego myśli i sprawdzić, czy nie zastawia na nią kolejną pułapkę, ale Ireth wciąż była niezdolna do tego czynu. Nie potrafiła w taki sposób naruszyć prywatności ukochanej osoby, nawet jeśli teraz była ona jej śmiertelnym wrogiem. Na samą myśl o włamaniu do jego umysłu czuła ścisk w gardle, który przeważał nad ekscytacją spowodowaną myślą, że może w końcu dowie się, kto jest odpowiedzialny za śmierć jej rodziców. Doskonale pamiętała obietnicę, którą jej złożył, gdy sunął ustami wzdłuż jej obojczyka, ale słowo kłamcy było gówno warte. Palce świerzbiły ją, by sięgnąć po trzymaną przez niego, zmiętą kopertę, jednak nie wyciągnęła dłoni, wpatrując się w niego. Musiał chcieć czegoś w zamian, a Ireth nie miała zamiaru wchodzić z nim w kolejne układy. Oczywiście zakładając, że jego rewelacje były prawdziwe, bo ona w to nie wierzyła. W nic już nie wierzyła.
      Wesoła Beczułka wypełniała się coraz większą wrzawą, gdy wszyscy obecni mężczyźni, najwyraźniej żołnierze jednego oddziału, zaczęli śpiewać pieśń o Jennie, która miała jędrne piersi. Kultura na najwyższym poziomie, naprawdę. Ireth, starając się zignorować huk i coraz bardziej lubieżne słowa, otworzyła usta, chociaż nie wiedziała, co tak naprawdę chciała powiedzieć Holdenowi. Właśnie wtedy o jej odsłonięte przedramię otarł się pijany mężczyzna, który zataczał się na wszystkie strony, utykając na jedną nogę i wychlapując piwo z kufla. Ireth westchnęła z rozdrażnieniem, gdy kropelki alkoholu wsiąkły w płaszcz narzucony na ramiona i wyrzuciła z siebie wiązankę przekleństw w kierunku pijaka. Ten w mgnieniu oka odwrócił się w jej stronę, a wszyscy towarzysze nagle zamilkli.
      Musiała mieć szczęście i trafiła na dowódcę. No pięknie. Ten podszedł chwiejnie do ich stolika, uderzając pięścią o drewno. Kufel Holdena spadł na podłogę. Dźwięk tłuczonego szkła wydawał się nienaturalnie głośny w gęstej ciszy, która zapadła w karczmie.
      - Jakżeś mnie nazwała, dziewuszko?
      Ireth cała się zjeżyła, gdy tak ją nazwał. Już miała się poderwać z ławki, gdy poczuła na kolanie dłoń Holdena, który szybkimi, cichymi słowami próbował zapanować nad sytuacją. Najwyraźniej musiał znać pijanego mężczyznę, ale jej to nie obchodziło. Nie miałaby nic przeciwko kolejnej bójce, w której królowałyby krew, ból i pot.
      - Jeśli dziewuszka z nami zaśpiewa, zapomnimy o całym nieporozumieniu - powiedział w końcu dowódca, rechocząc nieprzyjemnie.
      - No chyba sobie ze mnie jaja robicie - mruknęła gniewnie, pod stołem kopiąc Holdena w goleń.
      - Śpiewaj!
      - A w rzyć mnie pocałuj! - odwarknęła Ireth, wywracając ostentacyjnie oczami, kiedy ze wszystkich stron dobiegł ją odgłos klingi wysuwanej z pochwy, a ostrza skierowały się w jej stronę. Uniosła dłonie do góry, uśmiechając się kpiąco.

      Usuń
    2. - Ilu was jest? Trzydziestu rosłych mężczyzn przeciwko jednej, drobnej kobiecie? Naprawdę jest się czym chwalić, o waszym bohaterstwie będą tworzyli pieśni jeszcze przez kolejne setki lat! Musicie mieć naprawdę duże problemy z męskością, że rekompensujecie to sobie napadaniem na bezbronną kobietę całą grupą.
      Ireth zaczynała się coraz bardziej rozkręcać, a mężczyźni coraz bardziej czerwienieli na twarzach. W jej oczach pojawił się drapieżny błysk, gdy nic sobie nie robiąc z ich ostrzy, odwróciła się ponownie w stronę Holdena, wydymając wargi i w udawanym zamyśleniu stukając palcem wskazującym o podbródek.
      - Mam dla ciebie propozycję. Jeżeli pokonasz w walce większą liczbę tych zakutych łbów niż ja, wysłucham, co masz mi do powiedzenia. Jeśli przegrasz... - Ireth efektownie zawiesiła głos, po czym pochyliła się w jego stronę, wyciągając przed siebie dłoń, aby przypieczętować umowę - Po prostu radzę ci nie przegrać.

      będzie zabawa, będzie się działo

      Usuń
  11. Ireth wiedziała, że gdyby pozwoliła Holdenowi porozmawiać z Byczkiem, jak już zdążyła nazwać olbrzymiego, ale mało rozgarniętego dowódcę oddziału, prawdopodobnie nie doszłoby do walki. To było przeczucie podobne do tego, które towarzyszyło jej snom o spotkaniu z byłym kochankiem, jednak wojowniczka nie chciała korzystać z jego pomocy. Już nigdy. Obecność Holdena sprawiła, że w myśli Ireth wdarł się chaos, którego nie potrafiła okiełznać, przynajmniej nie w momencie, w którym jego ciepłe, miodowe spojrzenie spoczywało na jej twarzy, a jej zdradzieckie ciało reagowało tak, jakby między nimi nie wyrósł mur zbudowany z trawiącej duszy nienawiści; jej serce w zatrważającym tempie obijało się o żebra, poczuła delikatne, przyjemne szarpnięcie w brzuchu, a miejsce, w którym jej dotknął, płonęło i pokryło się gęsią skórką. Brzydziła się sobą za ten moment słabości, mdliło ją na samą myśl, że kiedyś dzieliła z nim łoże, a jednak przez obezwładniające poczucie zdrady nieśmiało przebijało się pragnienie, w które nawet nie próbowała się zagłębiać, by już całkowicie nie stracić szacunku do samej siebie. Ireth musiała rozładować napięcie, które kumulowało się wewnątrz niej od momentu, w którym weszła do Wesołej Beczułki i zobaczyła Holdena, a nie znała lepszego sposobu niż walka z nazbyt pewnym siebie Byczkiem, któremu należało utrzeć nosa.
    Wyzwanie przyjęte. Strzeliła palcami, przez krótką chwilę się zastanawiając, czy spalenie karczmy na popiół wraz z przebywającymi w niej wojownikami byłoby oszustwem, ale porzuciła te rozważania, podnosząc się z ławy. Nie miała przy sobie broni, ale dysponowała czymś o wiele lepszym, potężniejszym, czymś niedostępnym dla zwykłych śmiertelników. Ireth pozwoliła, by moc przepłynęła przez nią, wypełniając jej ciało. Uwielbiała rywalizację, dlatego poczuła niezdrowy dreszcz ekscytacji, który przebiegł w dół jej kręgosłupa, gdy wszystkie świece, lampiony i pochodnie zgasły, pogrążając pomieszczenie w półmroku. Jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający do środka przez maleńkie okna oraz mężczyzna, którego ubrania nagle stanęły w ogniu za sprawą sztuczki Ireth. Pomieszczenie wypełnił pełen bólu ryk żołnierza, który wybiegł na ulicę i zaczął się tarzać na ziemi, próbując ugasić płomienie, a w tym czasie czarodziejka z obnażonymi zębami rzuciła się do ataku. Zrezygnowała z całej finezji i gracji, jaką zazwyczaj niosły ze sobą jej ruchy, stawiając na niezbyt eleganckie, ale skuteczne ciosy i użycie magii. Sięgnęła do gabloty znajdującej się za plecami dwóch mężczyzn i siłą umysłu przewróciła ją, przygniatając dwóch mężczyzn do ziemi. W tym czasie zdążył doskoczyć do niej Byczek, który wciąż dzielnie dzierżył kufel z piwem w lewej dłoni, jakby wierzył, że pokona ją w jednym ruchu i spokojnie podda się dalszemu pijaństwu. Ireth prychnęła na ten widok, ale nie zlekceważyła Byczka, wiedząc, że nawet w alkoholowym zamroczeniu jego wielkość oraz siła mogą się dla niej okazać trudną do pokonania przeszkodzą. Dowódca zamachnął się na nią nożem, jednak kobieta była szybsza i bez trudu uchyliła się przed jego ciosem, łapiąc go za umięśnione przedramię, chcąc wytrącić mu ostrze z ręki. Ten, wyraźnie już rozjuszony, rąbnął ją w bark kuflem. Ireth aż sapnęła, czując siłę uderzenia; skończyłaby z pogruchotanymi kośćmi, gdyby w ostatniej chwili nie wyhamowała jego ciosu telekinezą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wbij sobie nóż w bok - rozkazała, korzystając z mocy sugestii. Ręka Byczka zadrżała, gdy próbował zwalczyć przymus, ale czarodziejka była zbyt wprawiona w kontrolowaniu umysłów, by pozwolić mu się wymknąć. Gdy to zrobił, Ireth chwyciła krzesła i rozbiła mu je na głowie, po czym rzuciła się na kolejnego przeciwnika, który ledwo trzymał się na nogach i bez trudu powaliła go na ziemię, tym razem siłą swoich mięśni. Zaklęła, kiedy jeden z klientów, najwyraźniej zapalony hazardzista i amator mocnych wrażeń, podał wynik. Musiała przyśpieszyć tempo, co wcale nie było proste; większość żołnierzy wolała rzucić się na Holdena, bo przynajmniej wiedzieli, czego się po nim spodziewać, a czarodziejka co chwila wyciągała inne asy z rękawa, korzystając z różnych umiejętności magicznych lub własnymi rękami wymierzając bezbłędne ciosy. Pewnie mogłaby sięgnąć po miecz któregoś z pokonanych, leżących na podłodze mężczyzn, ale jeśli miała walczyć, to tylko swoją bronią, która była dziedzictwem jej elfickiej krwi.
      Ireth powaliła ostatniego przeciwnika i odwróciła się w idealnym momencie, by zobaczyć, jak Byczek ponownie runął na podłogę, tym razem za sprawą wiedźmina. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę, a twarz Ireth na kilka sekund rozpromieniła się w uśmiechu. Jak za starych czasów, chciała powiedzieć, ale po chwili uświadomiła sobie, że stare czasy były kłamstwem i jeszcze bardziej się nachmurzyła, odwracając wzrok.
      Podobała jej się ta cisza. Była pełna szacunku, chociaż tak naprawdę w ogóle na niego nie zasłużyli. Kiedy mężczyzna podał wynik, sarknęła z niedowierzaniem i niechęcią, wyładowując swój gniew na ogromnym żołnierzu, którego pokonała jako ostatniego, kopiąc go w bok.
      - On powinien się liczyć co najmniej za trzech - stwierdziła naburmuszona, marszcząc nos w wyrazie głębokiego niezadowolenia. Widziała dumne spojrzenie Holdena i wiedziała, że jeszcze długo będzie się chełpił tym zwycięstwem.
      Wiedźmin pociągnął ją za sobą, zwinnie omijając leżące na podłodze ciała, a kiedy wyszli przez tylne drzwi, Ireth w końcu zdążyła go zatrzymać.
      - Idiota - parsknęła pogardliwie, chwytając go za rękę. Wiedźmin mógł poczuć gwałtowne szarpnięcie i zawroty głowy, gdy czarodziejka teleportowała się razem z nim do zagajnika znajdującego się na obrzeżach Oxenfurtu. Zupełnie przypadkowo przy skoku wepchnęła go w kupę końskiego łajna, a sama stała nad nim, wpatrując się w niego z wyższością.
      - Ups, mój błąd - powiedziała ze złośliwymi ognikami w oczach, po czym znowu zniknęła. Tym razem teleportowała się sama z powrotem do Wesołej Beczułki, nic sobie nie robiąc z oddziału, który przebywał w karczmie i próbował zrozumieć, jak dwójce przybyszów udało się w przeciągu kilku minut pokonać trzydziestu wyszkolonych żołnierzy. Ireth zabrała swój miecz, a także dwa sztylety i sakwę, po czym skoczyła ponownie, z wdziękiem materializując się przed Holdenem, który zdążył się już podnieść z ziemi. Zmarszczyła nos, czując bijący od wiedźmina smród łajna, a kąciki jej ust zadrgały od powstrzymywanego uśmiechu. Mógł sobie wygrać potyczkę w karczmie, ale w tej chwili nie wyglądał jak zwycięzca, a już tym bardziej tak nie pachniał.

      Usuń
  12. - Naprawdę o to pytasz? - Ireth roześmiała się niewesoło, a do jej głosu wkradła się gorycz - Nienawidzę cię tak bardzo, że na twój widok robi mi się niedobrze. Nienawidzę cię tak bardzo, że z przyjemnością obserwowałabym, jak harpie rozrywają twoje ciało na kawałki. Nienawidzę cię tak bardzo, że sama mogłabym zadawać ci śmierć na setki sposobów, a i tak nigdy nie byłabym usatysfakcjonowana. Mam mówić dalej? Nienawidzę cię.
    Nienawidziła go tak bardzo, że nie potrafiła tego opisać. Bo czasami potrafił odgadnąć jej myśli, bo potrafił ją rozśmieszyć, bo czuła potrzebę, by był w pobliżu, bo patrzył na nią tak, że uwierzyła, bo pragnęła jego dotyku, bo sprawił, że przez niego płakała, pierwszy i jedyny raz, bo gdyby nigdy go nie spotkała, wszystko byłoby łatwiejsze i przyjemniejsze, a mimo to na samą myśl, że miałaby go w ten sposób stracić, serce w niej zamierało. Nienawidziła go równie mocno, co kiedyś go kochała, a wtedy wydawało jej się, że miłość jest nieskończona, więc jej nienawiść również była nieśmiertelna.
    - Tylko idiota mógłby powiedzieć coś takiego - parsknęła Ireth. Potrafiła bardzo łagodnie, precyzyjnie obchodzić się z mózgiem delikwenta, ale umysł był tak delikatnym miejscem, że bez trudu mogłaby zasiać tam spustoszenie, które ostatecznie zniszczyłoby Holdena. Doświadczyłby czegoś gorszego niż śmierć, bo głęboko wewnątrz siebie pozostałby świadomy, ale z zewnątrz wyglądałby jak pusta, bezużyteczna skorupa, która cały czas się ślini i potrzebuje opiekunów. Właśnie dlatego nikt nie chciał, by czarodziejki grzebały w jego głowie, bo człowiek stawał się wtedy bezbronny i Ireth z łatwością mogłaby doprowadzić go do umysłowej niepełnosprawności. Zważywszy na to, jak układały się ich stosunki, Holden był skończonym durniem, skoro bez obaw oddałby się w jej ręce. - Nie interesuje mnie twój chory umysł, który jest plugawym siedliskiem żmij.
    Chociaż Ireth wiedziała, że może to być kolejna jego gierka, nie mogła się już dłużej powstrzymywać przed sięgnięciem po kopertę. Opuszkami palców ostrożnie wygładziła wszystkie zagięcia, przedłużając moment, w którym dowie się, co było na tyle ważnego, że Holden zdecydował się zaryzykować i się z nią skontaktować, mimo że mogła najpierw podciąć mu gardło, a dopiero później zacząć zadawać pytania. W końcu wzięła głęboki wdech i szybko przejrzała treść listu, po czym gwałtownie uniosła głowę, by spojrzeć na wiedźmina, poszukując na jego twarzy wskazówek. Ten jednak wciąż przebywał w jeziorze, nie patrząc w jej stronę, jakby chciał zapewnić jej chociaż odrobinę prywatności, podczas gdy jej dotychczasowa egzystencja będzie się wywracała do góry nogami. Ireth opuściła wzrok, wróciła na początek listu i zaczęła znowu czytać, tym razem powoli, poruszając bezgłośnie ustami, jakby sączyła truciznę zbierającą się na dnie jej serca z każdym kolejnym słowem. Nie przestała czytać, dopóki każde zdanie nie wyryło się w jej pamięci. Dopiero wtedy starannie złożyła list i ukryła go pod płaszczem, przegryzając wewnętrzną stronę policzka, gdy splotła dłonie za plecami i zaczęła krążyć na brzegu jeziora, próbując uporządkować wezbrane myśli. Tak blisko morderców rodziców nie była od kilkunastu lat, gdy udało jej się odnaleźć jedynego żyjącego strażnika, który tamtej nocy pełnił wartę na terenie posiadłości. Zaszył się na wiele lat, zanim wpadła na jego ślad, bardzo zależało mu na tym, by nikt go nie odnalazł. Jak na starego kuternogę mężczyzna żył w zaskakująco dobrych warunkach, co od razu wzbudziło podejrzliwość Ireth. Śledziła go przez cały dzień, następnego ranka planując złożyć mu wizytę, ale w nocy staruszek odszedł z tego świata. Lekarze zrzucili to na karb jego wieku, ale czarodziejka, która doskonale znała się na ziołach, odkryła, że mężczyzna został otruty. Nie miała wątpliwości, że strażnik wiedział coś o zabójstwie jej rodziców, lecz ktoś ją ubiegł. Tym razem nie miała zamiaru na to pozwolić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Czego chcesz w zamian? - zapytała w końcu Ireth, a jej głos zabrzmiał beznamiętnie - Nie wierzę w twoją bezinteresowną dobroć, odruch serca, którego przecież nie masz. Jaka jest cena?
      Nie powinien winić jej za to, że we wszystkim, co robił, węszyła podstęp. W końcu właśnie na tym opierał się ich związek, na kłamstwach i chęci zysku. Chciała, żeby Holden przedstawił swoje żądanie, ona wypełni je nawet z nawiązką i wtedy rozejdą się każde w swoją stronę, bo chociaż potrafiła udawać, że jego obecność nie budzi w niej żadnych emocji, w głębi duszy nie pozostawała obojętna. Kiedy wiedźmin zdjął odzienie, ukazując muskularne, wyrzeźbione przez ćwiczenia ciało, zaschło jej w gardle, a jej krew zamieniła się w czystą lawę, choć usilnie tłumaczyła ten stan swoim wzburzeniem. Z trudem odwróciła wzrok, teraz jednak prześlizgiwała się spojrzeniem po jego przystojnej twarzy, nie zatrzymując się na niej na dłużej. To, co ich łączyło, było przeszłością, w dodatku nieprawdziwą.

      Usuń